środa, 14 maja 2008

Meaning of Life

Trzask wiatru o okiennice z wyciętym serduszkiem, co chwila rozbudzał Muminka nie pozwalając mu zasnąć. Wiatr wydawał sie nie mieć litości, dopraszając się co chwila o uwagę. Muminek doszedł do wniosku, że dzisiaj raczej nie zaśnie, z resztą nie czuł sie tym ani trochę zdziwiony, to był koniec parszywego dnia, kończacego jeszcze bardziej parszywy tydzień. Wymacał dłonią lampkę na nocnej szafce i ją włączył. W kręgu światła stał wystygły, waniliowy budyń, który zrobiła Mama Muminka, mówiąc, że to na słodkie sny. Migotka broniąc się przed światłem, w półśnie odwróciła się twarzą do ściany zaciągając kołdrę na ramiona.
Muminek podniósł się z łóżka w zwolnionym tempie, z jak największą precyzją próbował uniknąć jakiegokolwiek nawet szmeru. Z wieszaka w szafie ściągnął kubrak i zarzucił na plecy nie wkładając rąk w rękawy; gasząc uprzednio światło, podszedł do okna ciągniony przebijającym sie przez szczebelki płowych żaluzji poświatą nocy i przez dłuższą chwile wpatrywał sie w powoli uspokajający się wiatr, który próbował się jakby tłumaczyć, że za chwilę obróci się w nicość. Po dłuższej chwili dom wypełnił całkowity bezszelest. Absolut ciszy.

Szybko zszedł po rusztowaniu jakie Tata Muminka zbudował dla bluszczu zasadzonego przez mamę. Robił to już setki razy. Na dole zapiął kubrak do najwyższego guzika i schował dłonie głębiej w kieszeniach. Zaczął iść w stronę morza, co chwila oglądając się za siebie w stronę domu czy rodzice nie zapalili światła i przypadkiem nie odkryli jego nieobecności. Rozbudzając tę myśl na okrągło stawiał niepewne kroki niczym przedszkolak, który zbił wazon, ukrywając potłuczony za wersalkę w nadziei, ze rodzice niczego nie zauważą do czasu kiedy wyjedzie do szkoły z internatem. Uspokoił sie kiedy cały skrył się za wydmami, tutaj nie mógł dosięgnąć go wzrok kogokolwiek.
Nocny spacer utulony przez samotność zdawał sie być artefaktem dalekiej podróży w nieznane. Noc ubiera znane do znudzenia miejsca w całkiem nową powierzchowność, potrafi dać złudzenie odkrywania tych samych miejsc po raz kolejny, dając złudzenie dystansu, który potrafi poukładać te same miejsca i przypisane im sytuacje w jedna logicznie ułożoną całość, z podziałem na role: 'save' i 'erase'.

Falochron rysował się jednak tak samo jak wtedy kiedy widział go po raz ostatni wczesną wiosną kiedy ciągnięty ciekawością opuścił dolinę z Włóczykijem do początków zimy; ściany lizały te same fale, w powietrzu czuć było tę samą otrzeźwiającą świeżość morskiej bryzy, latarnia tak samo wyznaczała stary porządek biegu świata, jak stały punkt równowagi. To chyba jedno z tych miejsc które zawsze będą niezmienne. Jak Constans, jak Ying i Yang, jak Włóczykij opuszczający dolinę wczesna wiosną.

Siadając na falochronie wyciągnął z kieszeni wczorajsze niedopalone cygaro Taty Muminka, które zwinął z jego szuflady i chwile mierzył się z wiatrem próbując przypalić zapałkami jego końcówkę i zaciągnął sie dymem gdy wreszcie mu się to udało. Pierwszy wdech był najmocniejszy, dał mu to utopijne uczucie pokoju - czyste niebo i cisza przeplatana tylko mewim piskiem i kojącym szumem ginącego wiatru i wiatrem operującym pulsem żaru. Drugi wdech był podtrzymaniem tego pierwszego przy życiu.

/Czemu zawsze to pierwsze pociągnięcie tytoniu musi być tym najdoskonalszym, a kolejne są tylko coraz bardziej frustrującym rozczarowaniem?/

Czuł się spełniony odnajdując wreszcie swoją drogę, dzięki ostatniemu pytaniu. Na wiosnę wyjechał studiować filozofie w szkole z internatem.

Rozbitego wazonu Mama i Tata Muminka nie znaleźli nigdy.

________________________________
/Jasny Specjal i dwa czerwone Viceroye/

Ala Boratyn - [Higher #02] Don't Believe Them ... /Guilty Pleasure?/

Brak komentarzy: